pierwsza podróż w snach.

tytułem tejże serii, (ku mojemu zdziwieniu) na zawsze pozostaną słowa z utworu Quebonafide,
 "Co jest ze mną"
"nigdy nie śpię, a ciągle żyję snami"
mają całkowicie inne przesłanie niż to, które kieruję do Was ja, lecz są tak piękne, poruszające i wartościowe, że trudno ich tutaj nie pozostawić.



...



Dzisiejszej nocy błądziłam po zdewastowanej ulicy ubogiego miasta. Z każdej ze stron otulały mnie przestarzałe kamienice przystrojone skruszonymi cegłami. Subtelne, acz zniszczone drewniane okna dodawały im niepowtarzalnego uroku.
Dzisiejszej nocy błądziłam w snach, a akcja rozgrywała się w nocy. Ciemne niebo, piękno ukryte w dojrzałych budynkach i nieznany mi towarzysz.
Dzisiejszej nocy błądziłam w snach, a moje serce popadło w bukiet rozkwitniętych róż. Tak dosłownie, jak i obok, bo tuż obok pęku kwiatów znalazła swoje miejsce kałuża. Jak przystało na zdewastowaną ulicę ubogiego miasta, wąska uliczka była wyłożona jedynie brukiem. Nierówno wyłożone kamienie utworzyły sporej wielkości dziurę. Bo tak, chwilę wcześniej padał deszcz. Dlatego moje serce nie miało innego wyboru, jak tylko wpaść w bukiet rozkwitniętych róż, a potem zsunąć się do drobnej przepaści pomiędzy kamieniami na uliczce.
Dzisiejszej nocy błądziłam w snach, a moje serce popadło w bukiet rozwiniętych róż. Popadło i rozkosznie się w nim wylegiwało.
I choć dzisiejsza podróż w snach nie niesie za sobą wielkiej puenty, to chętnie ją Wam opowiem.
Ocknęłam się wśród wysokich budynków, które dawno przeszły na emeryturę. Widziały chyba wszystko. Dorastające dzieci, zataczających się mężczyzn, kobiety taszczące ciężkie siatki wypchane po brzegi żywnością. Wysokie budynki, które perfekcyjnie chronią prostych ludzi. To one zezwalają im na błędy młodości, błędy wychowawcze i każde zejście na złą ścieżkę. Rodziny zamieszkujące te wysokie budynki żyją bez obaw, że przez długie lata będą rozpamiętywane ich grzechy. 
Ocknęłam się wśród wysokich budynków i ruszyłam do przodu, stąpając bo ubrudzonej uliczce. Nieustannie rozglądałam wkoło siebie, by zapamiętać otaczające mnie piękno.* Weszłam po trzech stromych schodkach na niewielką klatkę schodową. Drzwi były otwarte, co nieco mnie zasmuciło, gdyż chętnie pchnęłabym je przedramieniem, aby poczuć ich siłę. Były niemal dwa razy większe ode mnie, zrobione z grubej, drewnianej deski. Klamka okrągła, żeliwna, a na jej środku, wyrzeźbiony motyl. Były tak niesamowicie oszklone; dwie wąskie szyby pokryte metalowym wzorem. Iskrzyło się w nich światło; to lampa zawieszona pod wysokim sufitem klatki schodowej. Podłoga była została wieki temu wyłożona biało-niebieskimi, kwadratowymi rombami. Schody po lewej, wraz z każdym stopniem skręcały się do góry. Masywna, drewniana balustrada pomalowana farbą olejną na brązowo chroniła płytki na piętrze przed zsunięciem się na dół.
Weszłam powoli po schodach. Mimo, iż stopnie życzliwie witały moje stopy, to czułam jak z każdym krokiem robią się coraz bardziej strome i węższe. Poczułam zapach stęchlizny, niesamowicie wymowny. Na piętrze, pod trzema drewnianymi oknami stała stara kanapa. Odwróciłam się w prawo, i na końcu ciasnego korytarza dostrzegłam jeszcze węższe schodki prowadzące w górę. Dopiero teraz spostrzegłam ciemnozieloną tapetę w kwiaty, ubrudzoną tak samo jak płytki na parterze. Postawiłam stopę na stopniu i usłyszałam ich ból. Ciche, wydane z minimalną siłą skrzypnięcie. Zaraz po nim, dotarły do mnie odgłosy rozmów. Postarałam się jak najdelikatniej wejść po schodach i przysłuchać się tym miłym głosom. Pięłam się tak w górę, delikatnie muskając dłonią balustradę. Kamera się obróciła i teraz to nie ja kierowałam swoją podróżą.
Miła dziewczyna, o długich, jasnobrązowych włosach i ciemnych oczach, ubrana w ciemnozielony sweterek; na szyi miała naszyjnik z drewnianych koralików i cienki, jedwabny szalik. Na nadgarstkach niezliczona ilość bransoletek. Miała rozwiązane trampki i przeuroczy, aczkolwiek nieśmiały uśmiech na twarzy. Tak to byłam ja. I w żadnym momencie swojego życia nie uważałam się za tak piękną.
Młoda Janis Joplin podeszła do towarzystwa, rozsiadła się obok nich na pięknej, kanapie starej daty. Lekko przestraszona tym, że zapadła się w nią jak kamień w wodę, lekko podskoczyła.


ciągdalszymożenastąpi



_____________________________________
* ku zrozumieniu tejże podróży, proszę o zapoznanie się z tymże wpisem:
https://www.instagram.com/p/Bjfg1Jllx4d/?taken-by=kretkonkret


szczególnie lubiane

Jest taki jeden, mało ważny człowiek.