z serii niedokończonych tekstów

 29.10.2017

Planeta Spokoju

 

Podmuch wiatru wbijający się w mój policzek skutecznie mnie obudził. Leżałam w ogromnej kałuży jakiejś niezidentyfikowanej cieczy. Przez chwilę myślałam, że to krew, ale żadna część mojego ciała nie była zraniona, więc musiało być to coś innego. Podparłam się na przedramionach, wyciągnęłam głowę do góry i zaczęłam się rozglądać. Była noc. Wyglądała zupełnie inaczej niż na Planecie Spokoju.

Spojrzałam jeszcze raz w górę i poczułam ogromną pustkę. Nie ujrzałam na niebie  ani jednej gwiazdy. Nieboskłon na Planecie Spokoju jest ciemnofioletowy, ozdobiony drobnymi perełkami. Każda z nich przypisana jest innej istocie. Kiedy ta się przemieszcza, gwiazdka wędruje razem z nią, a gdy umiera,  gaśnie. Tutaj nie ujrzałam żadnej. Czyżby na tej planecie nie było choćby jednej duszyczki?

Usiadłam, opierając się o ścianę wysokiego, ceglanego budynku. Przez chwilę miałam wrażenie, że moje plecy zapadają się w ścianie. Musiałam pomyśleć. W pamięci miałam ogromną pustkę. Z pewnością wyruszyłam w planowaną podróż na Planetę Natury. Jedynym sposobem dostania się tutaj jest transfer. Jego strażnik nie chciał pozwolić mi na tę wycieczkę ze względu na błędne działanie transferu. Od pewnego czasu myli planety i wysyła ludzi w złe miejsca. Zdecydowałam, że zaryzykuję. Mnie również transfer wysłał w inne miejsce.

Spróbowałam wstać, lecz zawrót głowy przytrzymał mnie przy ziemi. Brzegi uliczki, na której się ocknęłam były otulone wysokimi budynkami. Na Planecie Spokoju takich nie ma. Wszystkie rodziny zamieszkują parterowe, przestrzenne domy, otoczone zadbanym ogrodem.

Dalej siedząc na ziemi i próbując jakoś zaradzić zawrotom głowy, starałam się ustalić, gdzie jestem. Na pewno nie dotarłam na Planetę Natury, tam zawsze jest dzień a budynki wykonane są z naturalnych surowców. Wstałam. Z tej perspektywy nie zobaczyłam niczego nowego. Przyćmione światło latarni znajdującej się kilka metrów ode mnie nie oświetlało w całości tej wąskiej uliczki.

Smród, który czułam już od chwili przebudzenia się, zaczął mi przeszkadzać. Wcześniej mogłam go ignorować, ponieważ pochłonęły mnie myśli. Na mojej Planecie dba się o to, by nic nie zakłócało naszego spokoju, nawet nieprzyjemny zapach.

Spojrzałam jeszcze raz w górę, zanim ustaliłam, w którą stronę pójdę. Na niebie nie było mojej gwiazdki.  Ruszyłam w lewo. Po kilku minutach spokojnego marszu spostrzegłam kolejne wysokie budynki, oświetloną ulicę i jakieś dziwne, metalowe, prostokątne puszki poruszające się co jakiś czas w obie strony, z okropnym hałasem. Podbiegłam do chłopaka znajującego się po drugiej stronie ulicy. Po drodze o mało nie wjechała we mnie ta śmieszna prostokątna puszka.

- Cześć! - rzuciłam na powitanie - Jestem Zuri. Czy... - nie dokończyłam.

Chłopak krótko na mnie spojrzał, odwrócił na pięcie i odszedł. Pomyślałam, że jeżeli wszyscy ludzie na tej planecie są tak pomocni, to nieprędko wrócę do domu. Nie próbując już dowiedzieć się, gdzie jestem, usiadłam pod witryną jednego ze sklepów i zaczęłam płakać. Nawet jeżeli dowiem się, na jakiej planecie jestem, to jak wrócę do domu? Nie wiem, gdzie znajdę transfer.

Schowałam głowę w ramiona i rozpaczałam przez dłuższą chwilę. Nagle poczułam na ręce miłe, puszyste futerko. Podniosłam głowę i zauważyłam małego, lekko przybrudzonego burego kotka.

- Dlaczego płaczesz? - zapytał.

- Wiesz, ja... chyba się zgubiłam.

- A gdzie idziesz? Może znam to miejsce, mógłbym cię zaprowadzić.

- Obawiam się, że nie możesz mi pomóc. Pochodzę z innej planety.

- Z innej planety?! To są jeszcze jakieś?

- Tak, jest ich wiele. Nawet sobie nie wyobrażasz jak dużo!

- A jaka jest twoja?

- Na mojej planecie zawsze panuje spokój. Właśnie dlatego nazywana jest Planetą Spokoju. Żyjemy w zgodzie z naturą, wszystkie zwierzęta traktujemy jak członków rodziny. Doceniamy bliskich i okazujemy im wiele uczuć.  Nie ma u nas wojen, konfliktów czy kłótni.

- To całkiem inaczej niż u nas... Tutejsi ludzie są dla siebie oschli, niemili, nie szanują siebie nawzajem; są jakby pozbawieni pozytywnych uczuć. Istnieje wiele konfliktów, a w różnych zakątkach Ziemii panują wojny.

- Ziemii? Ach, więc to tutaj trafiłam... Nasze planety kiedyś były jednością, nazywaną Ziemią Spokoju. W pewnym momencie,  gdy ludzie stawali się coraz bardziej obojętni i oschli w stosunku do siebie, Ziemia Spokoju rozdwoiła się na dwie planety: Ziemię i Planetę Spokoju. To tłumaczy uczuciowość ludzi zamieszkujących Twoją planetę. Ci, którzy potrafili darzyć innych miłością, zostali przeteleportowani na Planetę Spokoju, by żyli szczęśliwie. Reszta została tutaj. Nigdy nie chciałam w to uwierzyć. Nie rozumiem, jak można żyć bez miłości, dobrych emocji i uczuć. Przekonałam o prawdziwości  tej opowieści, gdy chciałam poprosić chłopaka o pomoc, a ten nie dał mi nawet dokończyć zdania.

- Tutejsi nie są do końca źli. Ten chłopak także. Są zdolni do czynienia pięknych rzeczy, jednak nie robią tego tak często, jak powinni. To chyba wynika z tego, że nikt ich tego nie nauczył, nie potrafią czynić inaczej.

- Wiesz, chyba masz rację...

Oddałam się chwilowej zadumie. Jeżeli ta opowieść jest prawdziwa, to fakt, iż Ziemianie są bezuczuciowi jest zrozumiały. Nie mogli nauczyć się okazywania oczuć, bo po prostu nie mieli od kogo.

- Jak ty właściwie masz na imię? - zapytałam.

- Tygrys, a Ty?

- Zuri. - Gwałtownie wstałam. - Tygrysku, czy mógłbyś oprowadzić mnie po tym miasteczku? Może uda nam się znaleźć transfer.

- Z wielką chęcią! Tylko powiedz mi proszę, czym jest transfer?

- Transfer to uządzenie, dzięki któremu tutaj przybyłam. Na Planecie Spokoju wygląda jak duża, szlana szafa. Na Ziemi może mieć zupełnie inną postać. Musisz pokazać mi każdy zakątek tego miasteczka.

- To zajmie nam sporo czasu.

- Zdaję sobie z tego sprawę, ale nie mamy wyjścia.  [...]

szczególnie lubiane

Jest taki jeden, mało ważny człowiek.